Reżyser: Mark Dindal
Premiera: 2024-04-30
Kraj: Hong Kong
Ocena PG: PG
Czas trwania: 1 godzin 41 minut
Występują:
Zacznijmy od tego, że po ponad 15 latach prób producentów owocujących sześcioma filmami pełnometrażowymi, dochodzę do fundamentalnej konkluzji: Garfield jest zwyczajnie nieekranizowalny. Nie chodzi nawet o to, że każdy dotychczasowy film sygnowany mordką z wąsami ścigał się o Złotą Malinę. Problem leży znacznie głębiej.
Garfield, jako postać komiksowa, ma swoje unikalne cechy, które sprawiają, że jego urok trudno jest przenieść na duży ekran. Humor Garfielda opiera się na subtelnych, często sarkastycznych dialogach i specyficznej dynamice relacji z innymi postaciami. W komiksie te małe, codzienne sytuacje mają swój klimat i wdzięk, który niestety ginie w filmowym zgiełku.
Kiedy twórcy próbują przełożyć te krótkie, jedno- lub dwupanelowe opowieści na pełnometrażową fabułę, często kończy się to nieudolnym rozwodnieniem oryginalnego materiału. Powstaje wtedy produkt, który jest nijaki i pozbawiony charakterystycznej esencji Garfielda.
Dodatkowo, animacja komputerowa czy też hybrydy aktorsko-animowane nie oddają w pełni charyzmy tego leniwego kota. Jego znudzone spojrzenie, cyniczne uwagi i niewzruszona postawa tracą na autentyczności, kiedy zostają przefiltrowane przez cyfrowe efekty specjalne. Nawet najlepszy aktor głosowy nie jest w stanie w pełni uchwycić tego, co czyni Garfielda tak wyjątkowym w wersji komiksowej.
Jednak największym wyzwaniem jest chyba to, że Garfield działa najlepiej w małych dawkach. Jego żarty są krótkie i natychmiastowe, a nie rozciągnięte na półtorej godziny fabuły. Próba rozciągnięcia tego rodzaju humoru na pełnometrażowy film zazwyczaj skutkuje powtarzalnością i monotonią, które szybko nużą widza.
Garfield, jako postać, jest ikoną popkultury, ale to, co sprawia, że jest tak uwielbiany na papierze, po prostu nie przekłada się na kinowe doświadczenie. Może powinniśmy zaakceptować fakt, że nie każdy bohater komiksowy jest stworzony do bycia gwiazdą filmową. I to jest w porządku.
W najnowszym „Garfieldzie” Marka Dindala, kocur przedstawia szybkie résumé swojej osoby do kamery, łamiąc czwartą ścianę. Tym razem jest to współczesny rok 2024, czas pędzącej digitalizacji, który musi owocować udoskonaleniem technik leniuchowania. Po krótkim wstępie Garfield (Chris Pratt) zamawia lasagne i odpala kompilację słodkich kotków na Miaufliksie. Punktem wyjścia jest opowieść o tożsamościowych korzeniach rudego kanapowca i rozliczenie z przeszłością. Garfielda poznajemy jako małą słodziaśną kulkę z wielkimi oczami, na chwilę po porzuceniu przez ojca. Następnie trafia na samotnika-człowieka Jona (Nicholas Hoult). W roku 2024 zgorzkniały kot salonowy wraz z wiernym psem Odiem zostaje porwany przez złe oprychy na zlecenie arcyzłej kocicy Jinx (Hannah Waddingham). Aby wrócić do domowej błogości, Garfield musi zjednoczyć się ze swoim nieobecnym ojcem Viciem (Samuel L. Jackson) i wspólnie dokonać wielkiego skoku na mleczarnię.
Chris Pratt jako głos Garfielda budzi mieszane uczucia. Choć jego dubbing zawłaszcza charakterologiczne pryncypia Garfielda, dostosowując je do strefy komfortu aktora, efekt końcowy przypomina bardziej postać z „Lego Przygody” lub Mario Bros niż cynicznego kota Jima Davisa. Wydaje się, że Pratt stara się wprowadzić swój charakterystyczny styl, ale w rezultacie Garfield traci część swojego oryginalnego uroku.
Nicholas Hoult jako Jon oraz Harvey Guillen jako Odie również nie wyróżniają się szczególnie. Hoult próbuje oddać nieporadność i sympatyczność Jona, ale jego interpretacja jest zbyt stonowana, by naprawdę przyciągnąć uwagę widza. Harvey Guillen jako Odie z kolei wydaje się być zbyt przewidywalny w swojej roli, nie dodając niczego nowego do postaci, którą fani znają i kochają.
Samuel L. Jackson dodaje trochę dynamiki jako Vic, ale nawet jego obecność nie ratuje filmu. Jego charakterystyczny głos i energia wprowadzają chwilowe ożywienie, jednak jest to zbyt mało, by zrównoważyć resztę obsady. Mimo jego starań, film wciąż brakuje tego wyjątkowego „czegoś”, co sprawiłoby, że byłby naprawdę niezapomniany.
Ogólnie rzecz biorąc, choć obsada zawiera znane i utalentowane nazwiska, ostateczny efekt jest rozczarowujący. Każdy z aktorów wnosi coś do swoich ról, ale żaden z nich nie jest w stanie w pełni uchwycić duszy postaci, które od lat bawią i wzruszają widzów na całym świecie.
Mark Dindal podjął ryzykowną decyzję rozegrania większości filmu poza domowym salonem, co wiązało się ze stępieniem sarkastycznych pazurów bohatera. Szydercze usposobienie Garfielda zostało poświęcone na rzecz obietnicy wewnętrznej przemiany, co skutkuje transformacją w szablonowe emploi typowego protagonisty kina familijnego.
Muzyka w filmie jest nijaka i wpisuje się w schematyczne tło współczesnych produkcji animowanych. Motyw muzyczny z „Mission: Impossible” wydaje się być przypadkowym wyborem do scen akcji z udziałem Garfielda. Kinematografia również nie zachwyca; ograniczona do kilku nudnych lokacji i tekturowego świata.
Efekty specjalne oraz scenografia w „Garfieldzie” są przeciętne. Modele postaci przypominają dwunogie Yeti przyozdobione warstwą kolorowego futerka, a przestrzelony humor fizyczny spod znaku Hanna-Barbera dodatkowo pogarsza odbiór wizualny filmu.
Tempo filmu jest nierówne – momenty dynamiczne przeplatane są dłuższymi sekwencjami bez większego znaczenia fabularnego. Montaż wydaje się być wykonany mechanicznie, bez większej finezji czy kreatywności.
Dialogi w filmie są przewidywalne i pozbawione głębi charakterystycznej dla oryginalnych komiksów o Garfieldzie. Zredukowane do prostych one-linerów i slapstickowych dowcipów, dialogi nie potrafią oddać ducha ironii i sarkazmu kultowej postaci.
Komiksy o Garfieldzie miały wszystko – skompresowany dowcip i ikoniczne one-linery. Kilkudziesięciominutowe telewizyjne produkcje Phila Romana miały swój wywrotowy potencjał. Nawet kiepskie filmy live-action miały przynajmniej Billa Murraya, który doskonale czuł cięty humor i stetryczałe zblazowanie bohatera. Co ma „Garfield” Marka Dindala? 101 minut niezapamiętywalnej historii i zawiedzione oczekiwania rzeszy nostalgików.
Czy warto obejrzeć ten film? Jeśli jesteś fanem Garfielda, możesz poczuć zawód wynikający ze zmarnowanego potencjału postaci. Jednak dla młodszych widzów może to być kolejna animacja o słodkim kotku.
Jeśli zastanawiasz się gdzie obejrzeć „Garfield (2024)” cały film online, warto skorzystać z wyszukiwarki linków do filmów i seriali
Dzięki +1 bo piękne zakończenie na które warto czekać..!
Mega. Jak ktoś mówi, że kiepsko wygląda to nieźle
Ogromna baza filmów, szybka rejestracja, Polecam !!
Jakość obrazu na najwyższym poziomie, nie zawiodłem się.
Zarejestrowałam się bez problemu, polecam każdemu!
Halo! Gdzie się zmienia tą rozdzielczość??
Niesamowite, że tak łatwo można dostać dostęp do tak wielu filmów.
Bezproblemowy dostęp i mnóstwo tytułów. Czego chcieć więcej?
Niesamowite, że tak łatwo można dostać dostęp do tak wielu filmów.